Poszukiwania obozu szwedzkiego
Kolejny raz potwierdza się zasada, jeżeli bardzo czegoś szukasz znajdziesz to, jednak wcześniej odkryjesz setki innych niezwiązanych z tematem spraw.
Pierwszy kontakt ze Szwedami nastąpił jakieś 4 lata temu. Do miejscowości tej przyjeżdżam stale od 14 lat. Zawsze interesowały mnie ruiny zamków, które znajdują się w najbliższej okolicy, jednak nigdy nie było możliwości, aby je zbadać.
I tak z roku na rok odkładałem sprawdzenie zamków, aż dojrzałem do tego, że jest rzeczą niemożliwą, aby uzyskać pozwolenie na prowadzenie prac na ich terenie.
W związku z tym, aby mój wykrywacz nie kolił w oczy przeniosłem poszukiwania na wzgórza znajdujące się w najbliższej okolicy.
W teren wybrałem się z nowym wykrywaczem, na którym do tej pory nie miałem przyjemności pracować. Był to wypożyczony wykrywacz produkcji pana Nowaka z Myszkowa. Z uwagi, że moje poszukiwania, jak i miejsce zamieszkania producenta to Jura doszedłem do wniosku, że kto jak kto ale on potrafi zrobić sprzęt dobrze pracujący na tym terenie. I moje przypuszczenia okazały się trafne.
Pierwsza próba sił z nowym tematem już na początku przyniosła niespodziankę. Po przejściu paru metrów z wykrywaczem pojawił się sygnał i łopata poszła w ruch. Z uwagi na fakt, iż teren jest bardzo piaszczysty świetnie się pracowało. Powód piszczenia wykrywacza był stosunkowo mały, okrągły i nosił date1879. Były to rosyjskie 3 kopiejki.
Szczęśliwy z tak szybkiego trafienia zacząłem szukać dalej. W odległości metra natrafiłem na kilka metalowych przedmiotów. Przezornie, jak większość dziwnych znalezisk, odłożyłem je do torby. W krótkim okresie na bardzo małym terenie odkryłem jeszcze kilka podobnych elementów. Po oczyszczeniu i złączeniu wszystkich wykopanych przedmiotów na ziemi od razu domyśliłem się ich przeznaczenia. Były to okucia oraz zamknięcie skrzyni. Licząc na więcej zacząłem z wykrywaczem obchodzić powoli teren sprawdzając dokładnie każdy centymetr ziemi. I znowu miałem szczęście. Wyciągnąłem kolejną monetę. Niestety tym razem okazało się, że była to 5 groszówka z 1949 roku. Niezrażony ruszyłem dalej.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, a ja wykończony całodziennym chodzeniem wracałem do żony, obozu i ogniska, które to pod moją nieobecność przygotowała i rozpaliła. Umyty i nakarmiony zacząłem wyciągać i pokazywać moje znaleziska. Tego wieczora przy ognisku zbudowaliśmy całkiem zgrabną historię odnalezionej skrzyneczki.
Był rok powiedzmy 1914 właściciel gospodarstwa z obawy przed utratą majątku zapakował wszystkie oszczędności do skrzyneczki. Postanowił ukryć ja w bezpiecznym miejscu, do którego on miał stale dostęp i które mógł swobodnie doglądać z okien swojej chaty. Tak, więc przygotowaną solidną skrzyneczkę, wypełnioną kosztownościami zakopał na skraju swojego gospodarstwa.
Mijały lata. Gospodarz nie odkopał swojego skarbu. Być może nie potrafił go odnaleźć lub, co jest bardziej prawdopodobne zmarł zabierając tajemnicę do grobu. Przez ziemie polskie przetoczyły się dwie wojny światowe. Po wojnie władza ludowa rozdała ziemie. I tak teren gospodarstwa, na którym ukryty skarb trafił w nowe ręce. Nowy właściciel dbając o swój kawałek pola przyjechał je zaorać. Koń powoli ciągnął brony, w pewnym, momencie zahaczyły o coś i wyszarpały na powierzchnie drobne kawałki jakiegoś przedmiotu. Zainteresowało to rolnika, odkopał resztę skrzyneczki. To, co w niej zobaczył sprawiło, że serce zaczęło mu bić żywiej. Prawdziwy skarb. W pośpiechu zaczął zbierać i chować znaleźne monety. Położył na ziemie koszulę, na którą zaczął wrzucać odkopane monety. W pośpiechu nie zauważył, że jedna z wrzucanych monet wypadła poza koszulę. Kiedy skończył pakować monety zrobił z koszuli zawiniątko, a wówczas wypadła z kieszeni pięcio - groszówka. Resztę skrzynki zakopał z powrotem i poleciał biegiem do domu. Z obawy przed konfiskatą nie przyznał się do odkrycia nikomu i trzyma tę tajemnicę do dnia dzisiejszego licząc, że odkopane monety stanowią prawdziwy skarb.
kruku