Catégories

„Dzikie żądze” - pierwsza w Polsce biografia Bronisława Malinowskiego

Polacy są dumni z Marii Skłodowskiej-Curie, tymczasem ogromną rolę w nauce odegrał również Bronisław Malinowski - polski uczony, wciąż w Polsce mało znany. Dopiero teraz ukazała się pierwsza w naszym kraju jego biografia pt. „Dzikie żądze”.

Był przyjacielem Stanisława Ignacego Witkacego i Leona Chwistka, znali się jeszcze z lat młodości w Krakowie. Był ambitny, chciał być sławny, być może nie zadbał należycie o kontakty z Polską, ale zasługuje na to, by zaistnieć w panteonie największych polskich badaczy i uczonych. Dobrze, że wreszcie ukazała się jego biografia, na dodatek znakomicie napisana przez Grzegorza Łysia. „Dzikie żądze. Bronisław Malinowski. Nie tylko w terenie” to lektura, której nie może zabraknąć.

Bronisław Malinowski, jeśli jest w Polsce znany, to na ogół kojarzy się go z książką „Życie seksualne dzikich”, wydaną w 1929 r. w Londynie. Podobno przyczyniła się ona do rewolucji seksualnej lat 60. XX w. - bardziej jednak należy kojarzyć ją z pierwszą pigułką antykoncepcyjną i hipisami. Tytuł ten znakomicie spopularyzował książkę, która jednak przede wszystkim jest epokową pracą naukową, napisaną przez antropologa nowej generacji.

Bronio, jak nazywali Malinowskiego przyjaciele z Krakowa, w bezpośredniej relacji - czego wtedy na ogół nie robiono - opisuje życie plemienne na Wyspach Triobranda, położonych w rejonie  północnego wschodu wybrzeży Nowej Gwinei. Życie seksualne, choć bardzo ważne, nie jest tam najważniejsze. Największą sławę naukową przyniosło mu opisanie tradycji rytualnej wymiany „kula”, podtrzymującej więzi społeczności okolicznych wysp. Polegała ona na przekazywaniu sobie zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara poszczególnych wysp naszyjników, a w przeciwnym kierunku - naramienników.

Malinowski na tym przykładzie pokazywał, jak ważną funkcję dla system społecznego pełniła „kula”, a także inne tradycje, prawa i zwyczaje. Tak powstał funkcjonalizm, jeden z najważniejszych w antropologii kierunków teoretycznych. Uczony z Galicji - obok brytyjskiego antropologa Alfreda Radcliffe-Browna - uważany jest za najważniejszego jego twórcę i przedstawiciela.

Kierunek ten narodził się na początku lat dwudziestych XX w., a zapoczątkowało go ukazanie się w 1922 r. książki Bronisława Malinowskiego „Argonauci Zachodniego Pacyfiku. Relacje po poczynaniach i przygodach krajowców z Nowej Gwinei”. Funkcjonalizm był przeciwieństwem ewolucjonizmu, dla którego „dzicy” to tylko pewien etap w rozwoju ludzkości i postępu cywilizacyjnego. Dla funkcjonalistów tubylcy nie są gorsi od "nas"; mają swoją wiarę i przekonania, jednych nie można stawiać ponad innymi. 

Bronio pokazał to na przykładzie zwyczajów seksualnych. Jego „Życie seksualne dzikich”, wydane w 1929 r. w Londynie, stało się najbardziej znaną książki antropologiczną XX w., oprócz „Smutku tropików" Claude’a Levi-Straussa. Nie ma tam jednak naukowo uzasadnionej pornografii, jak pisze Grzegorz Łyś. Jest za to opis zwyczajów i zasad, a najbardziej zaskakujące okazało się to, że „dzicy” obywają się bez instytucji ojcostwa, fundamentalnej dla cywilizacji Zachodu i monoteistycznych religii z „Bogiem Ojcem” w roli głównej.

Na wyspach Triobranda rola mężczyzny w płodzeniu potomstwa sprowadzała się jedynie do otwierania w organizmie kobiety drogi, żeby zagnieździło się w nim mikroskopijne dziecko, składane przez ducha. Krewnymi dziecka narodzonego była jedynie matka i jej bliscy; rola mężczyzny ograniczała się do „ojca społecznego”, dbającego o matkę i jej potomstwo. Aby mu to ulatwić, od rodziny małżonki co roku otrzymywał on odpowiednie wiano.

W społeczności „dzikich” nie było zazdrości. Wolną miłość uprawiano od najmłodszych lat, ale tylko do czasu zamążpójścia. Zdrady małżeńskie się zdarzały, jak wszędzie, ale rzadko dochodziło do awantury, a tym bardziej do użycia siły przez pana domu. Bywały jednak nieszczęśliwe kobiety, niektóre popełniały samobójstwo wypijając trującą miksturę lub rzucając się z palmy. 

Jeśli chodzi seks, to „dzicy” wręcz naśmiewali się z pozycji misjonarskiej białych - dziwiąc się, jak można ją uprawiać, przygniatając kobietę do ziemi. Jednak za czasów Bronisława Malinowskiego, który zmarł w 1942 r. w USA, do Wysp Triobranda nie dotarł jeszcze ktoś na miarę Giacomo Casanovy lub markiza de Sade. Dziś jest tam inne życie, na wyspach poruszają się samochody, a ludzie używają telefonów komórkowych. A w smartfonach jest wszystko, co wymyślono od czasów Kamasutry. (PAP)

Autor: Zbigniew Wojtasiński

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl